Consulting to słowo, które na niektórych działa, jak płachta na byka. Inni dostrzegają możliwości, w jaki sposób przy niskim zaangażowaniu środków własnych i ryzyka można przeprowadzić proces zmiany w organizacji (nawet w mikroskali).
Po co zmieniać?
Cóż…
Realia projektowe a outsourcing i wsparcie przez consulting
Środowisko mamy dynamiczne. Z jednej strony ciągle dochodzą do nas informacje o bardzo niskim bezrobociu i rynku pracownika, z drugiej mamy rekordowo drogie media (a zapowiada się jeszcze drożej – o tym w moim wczorajszym wpisie na LinkedIN, do którego serdecznie zapraszam). A PMI szoruje po dnie (Tu z kolei wpis na moim blogu na ten temat).
W jaki sposób skutecznie przeprowadzić optymalizację i zmianę w organizacji, jeżeli nie ma środków na zatrudnienie pracowników, którzy będą się tym zajmować?
Czy zrzucenie takiego typu zadania na istniejący zespół inżynierów to naprawdę dobry pomysł?
Z jednej strony ludzie mają więcej zadań, a przecież koszty dla pracodawcy są te same.
Super.
Z drugiej, na ile to jest skuteczne?
Consulting a droga decyzyjna
Wszystko jest kwestią czasu, motywacji i przestrzeni na myślenie (o tym może nie dziś). Jeżeli nie ma przynajmniej dwóch z trzech powstają pozory, że coś się dzieje, gdzie w rzeczywistości po prostu najzwyczajniej w świecie nie ma czasu załadować przysłowiowych taczek przy transporcie.
Żeby optymalizować, trzeba mieć:
- Chłodne i świeże spojrzenie.
- Czas, żeby podrapać się po brodzie.
- Umiejętność spojrzenia na rzeczy z innego punktu widzenia.
- Bazę przypadków (doświadczeń), które mogą posłużyć za punkt odniesienia.
W dalszym ciągu obserwuję niechęć wśród firm na wydawanie pieniędzy na konsultacje, czy budowanie koncepcji. Nie mówię tutaj o największych graczach, ale o tych średnich i mniejszych firmach z branży #Produkcja.
Analogia do mechanika samochodowego
Tak jak w tej anegdocie z mechanikiem samochodowym, gdzie klient przychodzi z wgnieceniem w zderzaku i prosi mechanika o wycenę naprawy. Mechanik ogląda i po minucie mówi “1 000 zł”. Klient zadowolony zgadza się na realizację zlecenia. W końcu wymiana zderzaka z malowaniem została wyceniona u konkurencji znacznie drożej.
Mechanik jeszcze raz popatrzył na wgniecenie z każdej strony po czym sięgnął po młotek i stuknął bardzo lekko w wewnętrzną część zderzaka.
Po wgnieceniu nie pozostało śladu.
Na twarzy klienta można było zaobserwować pełne spektrum emocji od radości po złość. Nie minęła chwila i pyta:
-Jak to jest możliwe, że 1 000 zł chce Pan za jedno stuknięcie?
Po czym mechanik odpowiada:
-Stuknięcie kosztowało 25 zł. Zdobycie wiedzy, która pozwoliła mi stuknąć w odpowiednie miejsce kosztowała Pana 975 zł. Tak czy inaczej mocno Pan chyba zyskał przychodząc do mnie…
Myślę, że każdy z nas może znaleźć sporo analogii do własnego podwórka.
Po więcej tego typu historii w krótszej formie zapraszam do sekcji FEED, a dla dłuższej formy Blog.
Skontaktu się ze mną oraz zapoznaj z najnowszym odcinkiem Cyfrowego Bliźniaka!
0 komentarzy