Odkryj 5 rozdziałów książki już teraz!
15 kroków do zakupu systemu informatycznego
- 5 rozdziałów książki
- podsumowania z najważniejszymi informacjami z obszaru digitalizacji produkcji
Kaizen to japońska filozofia, która dosłownie oznacza „zmianę na lepsze”. W praktyce biznesowej to podejście polegające na małych, konsekwentnych krokach. Metoda Kaizen nie lubi rewolucji i wielkich projektów, za to skupia się na drobnych usprawnieniach wprowadzanych każdego dnia.
Dzięki temu pracownicy nie czują się przytłoczeni ogromem zmian, a firma zyskuje kulturę ciągłego doskonalenia. To właśnie odróżnia filozofię Kaizen od jednorazowych inicjatyw – tutaj proces nie kończy się na wdrożeniu, lecz trwa nieustannie. Z tego też względu Kaizen jest dobrym kuzynem Lean Management.
W wielu fabrykach metoda Kaizen istnieje tylko w teorii. Stoją urny na pomysły, obok wiszą formularze i długopisy, a założenie jest takie, że „kiedyś” ktoś je przejrzy. Operatorzy wiedzą, że system jest, ale nie wierzą, że coś z niego wynika. Dlatego przestają zgłaszać pomysły na usprawnienia, a ciągłe doskonalenie staje się pustym hasłem.
Kaizen nie jest narzędziem biurowym ani kolejną tabelką w Excelu. To rozmowa na gemba – w samym centrum działania, tam, gdzie faktycznie toczy się praca. Dopiero w kontakcie z codziennymi problemami i sugestiami pracowników, można wprowadzać zmiany, które mają realny sens.
Wielu menedżerów CI (Continuous Improvement) mówi wprost: „My to wiemy, ale nie mamy siły przebicia”. Z jednej strony widzą problemy, które wymagają interwencji. Z drugiej – ich rekomendacje często „odbijają się od ściany”, bo nikt ich nie wdraża. Zdarza się też, że dział CI przygotowuje projekt bez konsultacji z pracownikami hali. Wtedy rozwiązanie jest eleganckie na papierze, ale w praktyce okazuje się oderwane od realiów pracy.
Tym sposobem menedżer CI znajduje się między młotem a kowadłem, bezradny wobec braku wsparcia z góry i przytłoczony brakiem zaangażowania z dołu. Bez prawdziwego dialogu żaden program doskonalenia nie ma szans.
Opór wobec zmiany przybiera różne formy. Czasem jest głośny i obcesowy: „Nie będę!”. Innym razem udaje, że zmiany nie ma – jak dziecko, które zamyka oczy, wierząc, że wtedy potwór z szafy zniknie. Bywa, że przybiera postać sabotażysty: brak danych, przekorne odpowiedzi, granie na zwłokę. Najbardziej podstępny jest jednak opór milczący – brak informacji zwrotnej sprawia, że lider odnosi wrażenie, iż wszystko idzie zgodnie z planem. Tymczasem jego ludzie cichutko się wycofali.
Trzeba pamiętać: opór to nie zła wola. To naturalny mechanizm obronny człowieka wobec naruszenia stabilności. Im szybciej lider zrozumie ten mechanizm psychologiczny, tym łatwiej będzie mu przeprowadzić zespół przez zmianę.
Spotkałem się ze stwierdzeniem, że jedna z firm nie ma kultury organizacyjnej. Nie zgadzam się z tym. Każda organizacja ma swoją kulturę – pytanie tylko, jaka ona jest. Jeśli pracownik nie potrafi jasno powiedzieć, jakie zasady obowiązują w zakładzie produkcyjnym, to znaczy, że kultura firmy sprowadza się do pustych haseł w folderze reklamowym i kolorowych haseł na stronie internetowej.
W praktyce kulturę organizacyjną budują codzienne zachowania kadry: sposób, w jaki lider rozmawia z zespołem, jak reaguje na błędy, czy faktycznie domyka tematy zgłaszane przez ludzi z gemba. Bez tego nawet najlepiej brzmiący program CI pozostanie pustą obietnicą.
Czasem opór pracowników jest produktem ich wyobraźni. Tak, wyobraźni, bo gdy czegoś nie wiemy, tworzymy sobie wizje, które nie zawsze mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Weźmy przykład firmy, która przenosiła siedzibę 30–40 km dalej. Dla zarządu zmiana ta była szansą na lepsze warunki. Dla pracowników oznaczała niepewność, dłuższą drogę do pracy, pytania bez odpowiedzi. Sama prezentacja slajdów nie uspokoiła sytuacji. Zadziałało coś innego: wspólny wyjazd do nowej lokalizacji, spacer po przyszłych biurach, możliwość zobaczenia planów hali. To nie była kampania PR, ale gest szacunku. Ludzie nie musieli akceptować decyzji, ale mogli się z nią oswoić.
Zdobądź bezpłatnie 5 rozdziałów książki!
Dołącz do biuletynu i zyskaj dostęp do 40% książki
„15 kroków do zakupu systemu informatycznego”.
Wiele firm produkcyjnych inwestuje w nowe systemy. W końcu może się pochwalić całą gamą nowych rozwiązań, które są bezskuteczne. Paradoskalne, a jednak znam wiele organizacji, którym nadmiar systemów utrudnia ciągłe doskonalenie. Każda potrzeba kończy się nową aplikacją: jedną do instrukcji, drugą do zadań, trzecią do komunikacji. Efekt? Chaos i frustracja.
Tymczasem mniej znaczy więcej. Jeden spójny stack komunikacyjny (np. Teams), ERP do biznesu, MES do wykonania – i konsekwencja w korzystaniu z tego zestawu. Zanim wdrożysz kolejną aplikację, sprawdć, czy naprawdę nie można wykorzystać już istniejących narzędzi.
Kaizen najlepiej działa, gdy staje się codziennym rytuałem, a nie jednorazowym projektem specjalnym. Dobrym przykładem są krótkie cykliczne spotkania na hali:
To właśnie takie drobne rytuały budują w pracownikach przekonanie, że ich głos ma znaczenie.
Jeśli system Kaizen w Twojej firmie utknął w martwym punkcie, nie musisz go likwidować – wystarczy go ożywić. Kluczowe są trzy zasady:
Do tego dochodzi element motywacyjny – małe nagrody zespołowe za zamknięte usprawnienia i comiesięczne spotkanie, na którym pokazuje się, co faktycznie udało się poprawić. To prosty mechanizm, który zamienia „urnę” w realny silnik zmian.
Czy jednak nagrody wystarczą, by uruchomić Kaizen?
Nie. Działają chwilowo, ale bez obecności lidera na gemba i szybkiego domykania tematów program szybko zamienia się w biurokrację.
Przykład: brak komunikacji to zniszczony sprzęt
Historia rozbitych paneli operatorskich pokazuje, jak brak informacji prowadzi do sabotażu – często nieświadomego. Pracownicy nie rozumieli, po co urządzenia się pojawiły, więc potraktowali je jak zagrożenie. To nie była zła wola, ale naturalny mechanizm obronny.
Dlatego każdy program CI powinien zaczynać się nie od arkusza kalkulacyjnego, lecz od mapy interesariuszy i… rozmowy. Najprostsze pytanie: „kto powinien o tym wiedzieć?” potrafi oszczędzić setki tysięcy złotych strat.
Kaizen nie jest więc jednorazowym zrywem, ale rytuałem zakorzenionym w codzienności firmy produkcyjnej. Jeśli liderzy pokażą, że słuchają i reagują, metoda małych kroków staje się realnym silnikiem zmian. Dla mnie Kaizen to rozwój, a dla Ciebie?